Polska w ogonie Unii Europejskiej
Chociaż niektóre jednostki samorządu terytorialnego kupowały autobusy zeroemisyjne właśnie ze względu na możliwość otrzymania dofinansowania, analitycy branży motoryzacyjnej podkreślają, że pandemia COVID-19 oraz skokowy wzrost cen energii elektrycznej związany z wojną na Ukrainie negatywnie wpłynęły na rynek pojazdów niskoemisyjnych. W okresie 2021–2022 średnia cena energii na rynku konkurencyjnym wzrosła dwukrotnie, co znacznie utrudniło realizację celów ustawowych w tym zakresie.
Pomimo znaczącego wzrostu liczby pojazdów elektrycznych i hybrydowych ładowanych z sieci elektrycznej w ostatnich latach w Polsce, w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej oraz stowarzyszonymi z UE, Polska to nadal jeden z krajów, w których elektromobilność rozwija się zbyt wolno wobec unijnych oczekiwań. Na 1000 mieszkańców Polski przypada 0,12 pojazdu elektrycznego – wynika z raportu LeasePlan EV Readiness Index 2021. To fatalny wynik, ponieważ w tym zestawieniu na 22 zbadanych krajów Polska zajmuje drugie miejsce… od końca. Tylko w Rumunii jest gorzej.
Zakup pojazdów elektrycznych przez urzędy – stan obecny
Według przeprowadzonych kontroli, spośród 15 urzędów, które zgodnie z ustawą o elektromobilności powinny mieć w swoich flotach samochody elektryczne, jedynie sześć zakupiło takie pojazdy ze środków własnych, zaspokajając wymóg dotyczący udziału pojazdów elektrycznych we flocie.
Jedną z kluczowych przyczyn takiej sytuacji jest wzrost ceny energii elektrycznej, który zniechęcał urzędy do korzystania z dofinansowania zakupu „elektryków”. Dla urzędów przejście na transport zeroemisyjny nie było opłacalne, zwłaszcza że wiele z nich dysponowało stosunkowo nowymi autami spalinowymi. Ponadto nie pomagała zaniedbana infrastruktura elektroenergetyczna (przesyłowa i dystrybucyjna), ponieważ utrudniała rozwój stacji ładowania.
Poza tym istotnym czynnikiem odstraszającym samorządy od inwestycji w elektromobilność są koszty związane z zakupem pojazdów, stacji ładowania, a także koszty ich eksploatacji. Autobusy zasilane z baterii są średnio od 2 do 2,5 razy droższe niż odpowiedniki zasilane paliwem (olejem napędowym lub CNG). Obecnie samorządy często decydują się na zakup używanych autobusów spalinowych, które są nawet 10-krotnie tańsze w porównaniu do nowych autobusów elektrycznych z instalacją ładowania, zwłaszcza że w Polsce nie ma rozwiniętego rynku używanych „elektryków”.
Niedociągnięcia w zakresie elektromobilności i zalecenia NIK-u
Wszyscy włodarze kontrolowanych miast zgodzili się z tym, że przejście na transport zeroemisyjny jest dla nich nieopłacalne. Jednak – jak zaznaczyła NIK – jest to konieczne. I wynika nie tylko z wymogów ustawowych, ale jest podyktowane również pilną potrzebą ochrony środowiska. Poza finansowymi barierami inspekcja wykazała, że urzędy nie wykonywały obowiązków sprawozdawczych lub wykonywały je nierzetelnie. W związku z tym NIK złożyła zawiadomienie do rzecznika dyscypliny finansów publicznych w sprawie jednego z urzędów miast. Chodzi o zakup samochodu elektrycznego na potrzeby straży miejskiej z jednoczesnym ominięciem prawa zamówień publicznych.
Ponadto w wyniku kontroli NIK stwierdziła, że ustawa o elektromobilności nie określa jasno definicji urzędu obsługującego jednostkę samorządu terytorialnego ani floty pojazdów w przypadku autobusów komunikacji miejskiej. Ustawa nie zawiera przejrzystych wytycznych dotyczących sporządzania analizy kosztów i korzyści.
W związku z wykazanymi problemami NIK apeluje do ministra funduszy i polityki regionalnej, ministra klimatu i środowiska oraz Prezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej o podjęcie działań wspierających realizację celów określonych w ustawie o elektromobilności. Jednocześnie sugeruje resortowi klimatu i środowiska, aby rozważyło opracowanie standardów i wytycznych dotyczących sporządzania analizy kosztów i korzyści, a także monitorowania obowiązku przekazywania informacji na temat udziału procentowego pojazdów elektrycznych lub napędzanych gazem ziemnym w użytkowanych flotach pojazdów.
A niby dlaczego gminy muszą wydawać kasę na fanaberie w cenie wypaśnej limuzyny a technicznie to dalej „melex” do jazdy lokalnej. Gminy mają „dutki” od mieszkańców i nimi musza rozporzadzać. Nie ma mojej zgody na tego typu zbytki – bardziej potrzebne sa dodatkowe miejsca w żłobkach i przedszkolach.