biurokracja a farmy wiatrowe na Bałtyku

Czy biurokracja zahamuje budowę elektrowni wiatrowych na Bałtyku?

W dobie postępującej degradacji środowiska naturalnego inżynierowie wciąż poszukują najlepszych rozwiązań w obszarze ekologicznych źródeł energii. Choć Polska bynajmniej nie jest liderem w kategorii wykorzystania odnawialnych źródeł, to świadomość konieczności zastosowania innowacyjnych rozwiązań w tym obszarze na szczęście rośnie. Jedną z odpowiedzi na tę sytuację miały być farmy wiatrowe o fundamentach instalowanych na dnie morza. Dlaczego jednak nadal nie widać postępów w tym temacie? Przyjrzeliśmy się sprawie bliżej.

Czym charakteryzuje się morska energetyka wiatrowa?

Pozyskiwanie energii z turbin wiatrowych to jedno z najpopularniejszych i najbardziej efektywnych odnawialnych źródeł. Farmy umiejscowione na lądzie, pomimo swej wydajności są obarczone uzależnieniem od zmiennej siły wiatru, a także ograniczone w dopuszczalnych gabarytach. Szukając rozwiązania dla takiego stanu rzeczy, oczywistym okazało się zaprojektowanie turbin wiatrowych, które mogłyby pracować zakotwiczone na dnie dużych akwenów wodnych.

Morska energetyka wiatrowa znosi ograniczenia, o których pisaliśmy wyżej, gdyż siła wiatru na otwartych wodach jest znacznie większa niż na lądzie. Dodatkowo, turbiny morskie mogą osiągać większe rozmiary, a co za tym idzie większą moc niż te naziemne. Morska energetyka wiatrowa charakteryzuje się więc bardzo dużą wydajnością i uniezależnieniem od obostrzeń ograniczających farmy wiatrowe na lądzie. Stanowi to ogromny potencjał energetyczny, którego nie można lekceważyć, hołdując idei wyparcia tradycyjnych paliw kopalnych na rzecz OZE.

Farmy wiatrowe na Bałtyku - obecna sytuacja

Pierwsze pozwolenia lokalizacyjne na budowę farm wiatrowych na Morzu Bałtyckim w polskiej wyłącznej strefie ekonomicznej zostały wydane w… 2012 roku. Do dziś nie stanęła jednak na dnie morskim ani jedna turbina wiatrowa. Polscy giganci - Orlen i PGE nadal znajdują się na etapie doprecyzowywania zapisów w umowach z partnerami inwestycyjnymi i liczą na ostateczne decyzje do końca 2019 roku. Dawny Statoil, a obecnie Equinor został natomiast partnerem Polenergii.

Optymizmem może mimo wszystko napawać fakt, że pod koniec stycznia tego roku PSE wydały kilku spółkom warunki do przyłączeń morskich farm wiatrowych. Są to takie firmy jak: MFW Bałtyk II, Polenergia Bałtyk I, Baltic Trade and Invest, Elektrownia Wiatrowa Baltica-2 i Baltic Power. Co ważne, obecnie łączna moc morskich elektrowni wiatrowych, którym wydano warunki przyłączeniowe to 7 100 MW, a zgodnie z projektem energetycznym przewidzianym dla Polski, do 2040 r. wartość ta ma wynieść 10 300 MW. Bylibyśmy więc na bardzo dobrej drodze do osiągnięcia celu, gdyby morskie farmy wiatrowe nie pozostawały nadal jedynie w fazie projektu.

Biurokratyczne przeszkody

Z jakimi więc problemami borykają się inwestorzy? Sprawa rozbija się o technologię kotwiczenia fundamentów turbin wiatrowych na morskim dnie. Polskie firmy nie posiadają niestety koniecznego doświadczenia w tym zakresie i obawiają się, że nieumiejętne przeprowadzenie badań mogłoby skutkować kosztownymi i trudnymi do wyeliminowania błędami w przyszłości. Z pomocą w tym zakresie nie przychodzą bynajmniej urzędnicy, którzy przez brak wzorców do opiniowania dokumentacji, mają utrudnioną, przedłużającą się w czasie i obarczoną niepotrzebnymi kosztami pracę.

Kluczową kwestią do uregulowania w tym momencie jest opracowanie i uchwalenie ustawy o tzw. offshore. Pierwsze morskie farmy wiatrowe miałyby bowiem powstać w pasie od Ustki do Władysławowa, w odległości ok. 20 km od brzegu. Oznacza to, że elektrownie będą instalowane poza terytorium kraju, ale w polskiej wyłącznej strefie ekonomicznej. Dodatkowo konieczne jest ustanowienie organów opiniujących i wydających pozwolenia lokalizacyjne i zarządzających całym procesem pod kątem prawnym.

Z oficjalnych komunikatów wynika, że nad ustawą o offshore pracuje obecnie Ministerstwo Energii wraz z Parlamentarnym Zespołem ds. Morskiej Energetyki Wiatrowej. Na jakim etapie znajdują się prace - nie wiadomo.

Pływające farmy wiatrowe - wyższy stopień innowacyjności

W momencie, kiedy polscy inwestorzy borykają się biurokratycznymi przeszkodami na drodze do realizacji projektów w obszarze pierwszych morskich turbin wiatrowych, u wybrzeży Szkocji pływa już pierwsza farma niewymagająca wznoszenia sztucznych wysp celem zakotwiczenia fundamentów. W skład zespołu wiatraków wchodzi sześć turbin firmy Siemens-Games o łącznej mocy 30 MW. Jest to wspólna inwestycja norweskiego Statoilu i arabskiego funduszu Masdar. Jak na razie pomysł okazał się sukcesem, gdyż turbiny przeszły pomyślnie pierwsze testy w trudnych warunkach atmosferycznych, nie tracąc przy tym na wydajności. Nie trzeba wspominać, że brak konieczności stosowania fundamentów znacznie obniżył koszty instalacji morskich farm wiatrowych.

Spoglądając na osiągnięcia technologiczne innych państw w zakresie realizacji projektów związanych z morską energetyką wiatrową, można załamywać ręce w kontekście polskiego podwórka. Jak zwykle pozostaje mieć nadzieję, że kwestie przepisów zostaną szybko rozwiązane, ustawa o offshore wejdzie niebawem w życie, a inwestorzy będą mogli przystąpić do pierwszych instalacji.

Komentarze dołącz do rozmowy
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments