Zdaniem rządzących wsparcie dla OZE jest w Polsce "zbyt duże"
Zaproponowane zmiany są zdaniem branży niekorzystne dla segmentu OZE. Poziom obowiązku co do zakupu certyfikatów już zmniejszono z 18,5 proc. do 12 proc., a wkrótce ma on spaść jeszcze bardziej.
Początkowo zakładano, aby w 2024 r. udział energii z OZE wynosił co najmniej 11% całości dostaw. Jednak z nowej propozycji przedstawionej przez Rządowe Centrum Legislacji wynika, że ma to być już nie 11%, a 5%. Zrezygnowano również z określenia wysokości obowiązku umarzania zielonych certyfikatów na trzy kolejne lata.
To cios w wytwórców energii z OZE - twierdzi prezes PSEW
Zielony certyfikat to dokument poświadczający, że energia pochodzi z OZE. W przypadku niewykazania odpowiedniej liczby zielonych certyfikatów, firma musi wnieść tzw. opłatę zastępczą, a jeśli tego nie zrobi – zakład energetyczny zostanie ukarany.
Jak tłumaczy rząd, koszt uzyskania i umorzenia zielonych certyfikatów jako istotny czynnik cenotwórczy, jest w całości przenoszony na odbiorcę końcowego. Proponowana obniżka ma zaś finansowo ulżyć Polakom.
Jednak nie wszystkich przekonują te argumenty. Według Janusza Gajowieckiego, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW), taka zmiana to cios w wytwórców energii z OZE i zwiększenie ryzyka upadku podmiotów z tej branży.
Czy odbiorcy końcowi rzeczywiście skorzystają na zmianach?
W czerwcu przeciętna cena zielonych certyfikatów wyniosła niecałe 200 zł/MWh (w zeszłym roku była o ok. 8 zł niższa. Jednak już 17 sierpnia, podczas pierwszej sesji notowań na TGE, ceny zielonych certyfikatów spadły o ponad połowę - ze 164 zł/MWh do 68 zł/MWh. To najgorszy wynik od 18 lat, czyli od czasu, gdy wprowadzono tego rodzaju certyfikację.
Jak twierdzi prawnik i ekonomista Bartłomiej Derski, którego wypowiedź przytoczyła Interia Biznes, ostateczne oszczędności dla przeciętnego konsumenta będą niewielkie. Zgodnie z propozycją do 0,007 zł/kWh na rachunkach za prąd spadną w przyszłym roku koszty zielonych certyfikatów. To przełoży się na oszczędności rzędu ok. 2 zł brutto miesięcznie.
Tymczasem branża OZE obawia się, że cała sytuacja może oznaczać koniec zielonej transformacji w Polsce, a przynajmniej wyhamowanie jej dynamiki. To może mieć daleko idące konsekwencje społeczno-gospodarcze, o wiele większe niż potencjalne oszczędności. Decyzja rządu może spowolnić rozwój zielonej energetyki w Polsce, a zahamowanie inwestycji w OZE automatycznie przełoży się na zwiększenie zależności od węgla. To zaś w dłuższej perspektywie - na wyższe koszty i ceny prądu dla odbiorców końcowych.
Tja….a mówiłem że rządzą nami…… osoby niepełnosprawne intelektualnie…… żeby nie powiedzieć dosadniej. Jakoś dziwnie nie wspominają że opłaty z tytułu ETS czyli emisji CO2 z elektrowni tradycyjnych też podwyższaja stawki taryfowe- a nie wspominaja dlatego, że cała kasa trafia do polskiego budżetu…….. Gdyby jednocześnie wycofali sie z rozliczania ETS – OK nie miałbym nic przeciwko temu.