Rynek mocy - co to takiego?
Nowa ustawa sprawia, że rynek energii w Polsce stanie się dwutowarowy. Oznacza to, że odbiorcy prądu będą płacili zarówno za samą energię, jak i za gotowość jej wytworzenia. Rachunek za prąd wzbogaci się zatem kolejną pozycję o nazwie “opłata mocowa”.
Jaki jest powód wprowadzenia nowej taksy? Według rządzących opłata mocowa ma wspomóc wytwórców prądu. Obecnie ich zyski zależą od tego, jakie będzie zapotrzebowanie na energię elektryczną. Gdy potrzeby na rynku będą mniejsze niż zakładano, to producenci prądu są stratni.
Według rządzących ceny prądu nie zawierają w sobie kosztów utrzymania gotowości do wytwarzania energii. Uzasadnienie to nie do końca jest zgodne z logiką funkcjonowania przedsiębiorstwa na wolnym rynku. Inne podmioty są w stanie zoptymalizować stawki za swoje produkty lub usługi, by pokrywały one z nawiązką koszty funkcjonowania. Może zatem problem tkwi w sposobie zarządzania?
W każdym razie, zdaniem ustawodawców, stałe źródło dochodu dla wytwórców prądu (przede wszystkim elektrowni węglowych), ma zachęcać te przedsiębiorstwa do inwestycji. A te w niedługim czasie będą konieczne, ponieważ do 2021 roku elektrownie należy dostosować do tzw. klauzuli BAT (ograniczenie emisji związków siarki, rtęci, chloru i azotu). Do tego dochodzą opłaty za emisję CO2 w latach 2021-2030. Dlatego właśnie nie bez kozery nowa opłata nazywana jest zrzutką na elektrownie węglowe.
Opłata mocowa - ile zapłacimy?
W początkowych fazach uchwalania projektu opłata ta nie była ściśle powiązana z wielkością zużycia prądu. Każdy rachunek miał wzrosnąć o co najmniej 7 złotych. Takie rozwiązanie jest bardzo szkodliwe - zniechęca bowiem do oszczędzania energii elektrycznej.
W obecnym kształcie, ustawa zakłada powstanie czterech różnych stawek opłat dla gospodarstw domowych. Wysokość opłaty mocowej ma być zależna od rocznego zużycia prądu. Jeśli zatem będziemy sprawdzać, która stawka będzie nas obowiązywała, to musimy wziąć pod uwagę właśnie ten parametr.
Stawki dla pozostałych odbiorców prądu będą ustalane przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Opłata mocowa ma być ich przypadku wyliczana na podstawie zużycia energii elektrycznej w godzinach szczytowych obciążeń w KSE (Krajowym Systemie Elektroenergetycznym). Godziny szczytowe również wyznacza prezes URE.
Według wyliczeń, najwięcej zapłacą małe i średnie przedsiębiorstwa. Zakłady energochłonne wcale nie będą tutaj głównymi płatnikami. To też nie do końca zgadza się z tym, co możemy zaobserwować w praktyce. Przecież to właśnie one są największymi odbiorcami i do ich potrzeb dostosowują się wytwórcy prądu.
OZE - skuteczne zahamowanie rozwoju branży
Nowelizacja ustawy o OZE określana jest jako dobicie sektora energii odnawialnych. Nieopłacalne stanie się inwestowanie w produkcję zielonej energii. Zmiany będą natomiast bardzo korzystne dla dużych firm energetycznych. Po opłacie mocowej to kolejny ukłon w ich kierunku.
Dlaczego zmiany są niekorzystne dla branży OZE? Ponieważ zmieniają wiążą opłatę zastępczą z rynkową ceną certyfikatów pochodzenia. Są to prawa majątkowe, które otrzymują wytwórcy zielonej energii. Później są one odsprzedawane firmom energetycznym - te muszą mieć ich odpowiednią ilość proporcjonalną do wielkości sprzedaży prądu. A jeśli nie mają takich certyfikatów, to muszą uiszczać opłatę zastępczą.
Do tej pory wysokość opłaty była stała - miało to zachęcać do wykupywania certyfikatów pochodzenia podczas organizowanych przez URE aukcji. Mimo takiej zanęty, nie cieszyły się one zbytnim zainteresowaniem podczas aukcji i cena certyfikatów sukcesywnie spada. Zatem opłata powiązana z ich niską ceną sprawi, że firmy energetyczne będą wolały zapłacić niską taksę. A im gorsza sytuacja branży OZE, tym w zasadzie lepiej dla sprzedawców prądu.
Z jednej strony zatem rząd wspiera rozwój zielonej energii za pośrednictwem działań Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz Funduszy Unijnych. Z drugiej natomiast usuwane są ekonomiczne podstawy funkcjonowania nowych OZE. Na tym najpewniej ucierpi energetyka wiatrowa oraz biogazownie.
Co ważne, wszystkie zgłoszone poprawki do nowelizacji zostały odrzucone. Do głosu nie zostali dopuszczeni ekolodzy. Nie można oprzeć się wrażeniu, że Ministerstwo Energii forsuje energetykę węglową i będzie robić to dalej - za wszelką cenę.
Ustawa o zapasach paliw - co nowego wnosi?
Kolejnym projektem, nad którym pracowali posłowie w cieniu sądów, był ten dotyczący bezpieczeństwa energetycznego państwa. Wszyscy importerzy gazu mają mianowicie obowiązkowo stworzyć rezerwy błękitnego paliwa w celu zapewnienia ciągłej zdolności przesyłowej na połączeniach transgranicznych w razie kryzysu energetycznego. Zapasy gazu nie mogą być wykorzystane w celach handlowych.
Firmy importujące błękitne paliwo do Polski poniosą zatem koszty związane z budową i utrzymaniem magazynów. Trzeba doliczyć do tego jeszcze samo zamrożenie kapitału tych przedsiębiorstw: muszą one zapas gazu kupić i nie mogą wprowadzić go do obrotu.
Nowe obowiązki sprawią, że część importerów zapewne zrezygnuje z prowadzonej działalności nie mając dostatecznego kapitału. Pozostali z pewnością będą się starali odzyskać poniesione koszty podnosząc ceny gazu w hurcie i detalu.
Obawy te potwierdza URE, który negatywnie zaopiniował to rozwiązanie prawne. Wedle wyliczeń samych importerów, ceny gazu w hurcie wzrosną o około 4%, dla odbiorców podwyżki mogą być większe. Rozwiązania ustawodawcy nie zyskały też uznania w opinii Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Nowe regulacje prawne - wszyscy za nie zapłacimy
Niestety, w ostatecznym rozrachunku liczy się to, kto będzie ponosił koszty zmian. W tym przypadku mamy pewność, że ucierpimy my, odbiorcy końcowi. Nasze rachunki z pewnością wzrosną, pytanie jeszcze tylko, o ile. Opłata mocowa pojawi się na naszych rachunkach w październiku 2020 roku, przepisy dotyczące zapasów paliw wejdą w życie w ostatnim kwartale tego roku.
W perspektywie długoterminowej musimy wziąć jeszcze pod uwagę wydatki państwa związane z wprowadzeniem nowych przepisów. Pomijamy już rozrost administracji (pieczę nad rynkiem mocy ma sprawować nowy organ: Zarządca Rozliczeń Rynku Mocy), znacznie większym problemem mogą okazać się unijne kary za nadmierny udział węgla w produkcji energii. Koszty te, też będą przerzucone na wszystkich obywateli.