Czterej sprzedawcy prądu z urzędu złożyli propozycje taryf na 2021 rok
Urząd Regulacji Energetyki otrzymał wnioski taryfowe dotyczące cen energii dla gospodarstw domowych na przyszły rok od wszystkich czterech tzw. sprzedawców z urzędu (firmy miały na to czas do poniedziałku 16 listopada br.). Dzięki temu prezes URE rozpoczął już ich dokładną analizę. Mowa tu o spółkach kontrolowanych przez skarb państwa: PGE, Tauron, Energa i Enea, które mają łącznie ok. 13,1 mln odbiorców indywidualnych. Gwoli przypomnienia, postępowania taryfowe prowadzone są co roku, o tej samej porze przez Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Działanie to ma na celu zapewnienie odbiorcom końcowym tego, żeby ceny energii elektrycznej miały racjonalne uzasadnienie w kosztach ponoszonych przez przedsiębiorców.
Wszystkie spółki obrotu wnioskują o poziom taryfy na kolejny rok. Zobowiązane są przy tym do przedstawienia szczegółowych kalkulacji i uzasadnienia prezesowi URE, który następnie dokładnie analizuje przedłożone przez nie wyliczenia. Aby jednak nowe ceny weszły w życie od 1 stycznia 2021 postępowanie to musi zakończyć się najpóźniej do połowy grudnia 2020 roku. Warto jednak zaznaczyć, że zgodnie z obowiązującymi przepisami, przedsiębiorstwa energetyczne (dystrybutorzy i sprzedawcy) mogą także wnioskować o zmianę już obowiązującej taryfy wtedy, gdy uznają to za uzasadnione warunkami rynkowymi i zmianą kosztów prowadzenia działalności. Wówczas postępowanie taryfowe przebiega dokładnie tak samo jak pod koniec każdego roku. W przypadku jednak odmowy jej zatwierdzenia przedsiębiorstwo energetyczne powinno stosować w rozliczeniach z odbiorcami ostatnią zatwierdzoną taryfę.
Ile polskie gospodarstwa zapłacą za prąd w przyszłym roku?
Nie wiadomo jeszcze, co znalazło się w złożonych wnioskach, jednak wiceprezes PGE ds. finansowych Paweł Strączyński zdążył już uchylić rąbka tajemnicy. W poniedziałkowej rozmowie z Parkiet TV powiedział, że grupa oczekuje podwyżki cen energii o kilkanaście proc.:
Złożyliśmy niedawno nowy wniosek taryfowy do Prezesa URE. Nie możemy udawać, że problemu nie ma, co widać po wynikach spółki obrotu. Tam, gdzie taryfy zatwierdza Prezes URE, tam notujemy poważne problemy finansowe, EBITDA jest ujemna. Bez kompleksowego systemowego rozwiązania ze spółkami obrotu będzie poważny problem.
Wiceprezes PGE poinformował również o tym, że grupa proponuje rozważenie odejścia od taryfowania z jednoczesnym wprowadzeniem taryf socjalnych. Jak stwierdził, pomysł ten mógłby być jednym z elementów kompleksowego podejścia do rynku sprzedaży energii elektrycznej w Polsce.
Najprawdopodobniej podobne podwyżki zafundują swoim klientom również pozostałe firmy, tak jak miało to miejsce w poprzednich latach. Wnioskować o nie może m.in. Energa, która już w marcu 2020 roku złożyła do Urzędu Regulacji Energetyki kolejny wniosek o zmianę taryfy dotyczącej sprzedaży energii elektrycznej gospodarstwom domowym (w lipcu jednak Regulator nie zatwierdził spółce obowiązujących do końca 2020 r. zmian taryf na sprzedaż energii elektrycznej). Wtedy powodem złożenia wniosku było to, że prezes URE zatwierdził Enerdze Obrót taryfę na niższym poziomie, niż oczekiwała tego firma, co spowodowało konieczność zawiązania rezerwy w wysokości 125 mln zł na kontrakty rodzące obciążenia dotyczące taryfy G. Również teraz spółka boryka się ze słabymi wynikami finansowymi, co może być powodem wnioskowania o podwyżki.
Już teraz ceny prądu w Polsce należą do jednych z najwyższych w Europie
Należy jednak podkreślić, że tak długo jak Regulator nie będzie przekonany, że dany poziom taryfy odpowiada aktualnym warunkom rynkowym i odzwierciedla uzasadnione koszty działalności prowadzonej przez spółki obrotu (sprzedawców), mogą trwać negocjacje ze spółkami. URE zazwyczaj stara się być po stronie konsumentów i nie wyraża zgody na dyktowanie zbyt wysokich cen prądu. Tak więc, wysokość podwyżek nie jest jeszcze przesądzona, jednak tym razem URE może nie mieć wyboru. Dlaczego? Ponieważ, jak stwierdziła Najwyższa Izba Kontroli (NIK), uzależnienie polskiej energetyki od węgla powoduje wzrost cen produkcji, który musi być uwzględniony w cenniku.
Należy podkreślić, że obecnie polskie ceny hurtowe energii elektrycznej są najwyższe w Unii Europejskiej. Już w kwietniu tego roku wyprzedziliśmy pod tym względem Grecję, a jak wynika z cytowanych przez przez “Gazetę Wyborczą” danych think tanku Ember, przez ostatnie pół roku, ceny w Polsce były o prawie 50 proc. wyższe niż średnia dla reszty krajów UE. Obecnie przeciętna rodzina wydaje rocznie na rachunki za energię elektryczną ok. 2.000 zł, a to dopiero początek podwyżek cen prądu. Co jest tego powodem? Przede wszystkim drogi węgiel.
Polacy dopłacają do nierentownych kopalni
Ponieważ obecnie, udział węgla kamiennego i brunatnego w produkcji energii elektrycznej wynosi aż 78 proc., a jego wydobycie od lat wymaga finansowego wsparcia z budżetu (już teraz zresztą, każdy Polak dokłada rocznie do jego wydobycia ok. 2.000 zł). Firmy energetyczne kupują węgiel z polskich kopalń, którego cena jak wynika z opublikowanego niedawno raportu Najwyższej Izby Kontroli, od początku ubiegłego roku były wyższe od tego z importu aż o 20 - 40 proc.! Ukryta w niej bowiem jest pomoc dla kopalń i górników, za którą ostatecznie płacą wszyscy Polacy (kopalnie węgla kamiennego mają działać jeszcze do 2049 roku). Statystyczny górnik zarabia rocznie więcej, niż wynosi wartość wydobytego przez niego w tym okresie węgla (średnio do pensji każdego z nich podatnicy dopłacają prawie 11.000 zł).
Ponadto, ok. 57 proc. kosztów kopalni stanowią wydatki zapewniające bezpieczne wydobycie, ponieważ w Polsce złoża węgla umiejscowione są bardzo głęboko, co również obniża rentowność jego wydobycia (polskie kopalnie węgla kamiennego należą do najgłębszych na świecie). Kolejną przyczyną coraz wyższych rachunków za prąd są także rosnące w szybkim tempie koszty emisji CO2. Gaz ten powoduje efekt cieplarniany, żeby więc ograniczyć jego produkcję, przedsiębiorstwa zniechęca się do jego spalania węgla. Obecnie za każdą tonę emisji CO2 trzeba zapłacić 27 euro, a więc nawet 3 - 4 krotnie więcej niż kilka lat temu. Zamiast więc dopłacać miliardy do nierentownych kopalni, rząd powinien sukcesywnie zwiększać udział odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym Polski. Obecnie odsetek OZE o zerowych kosztach krańcowych wynosi jedynie 13 proc. i jest najniższym w Europie. Ponadto wynik ten, wciąż jest daleki od 15-proc. celu, który Polska zobowiązała się osiągnąć do końca 2020 roku w pakiecie klimatyczno-energetycznym.
Od 2021 roku do rachunki doliczana będzie także opłata mocowa
Kolejną opłatą, doliczaną do rachunków za prąd od stycznia 2021 roku, która również wspierać ma państwowe koncerny energetyczne i ich elektrownie węglowe przynoszące gigantyczne straty, jest opłata mocowa. W 2017 roku Sejm bowiem przyjął ustawę dotyczącą rynku mocy, która ma podnieść bezpieczeństwo energetyczne. Kolejna pozycja na rachunku, jaką jest opłata mocowa będzie obowiązywała każdego, kto korzysta z energii elektrycznej, a więc pobiera ją z sieci. Zapłacą ją więc zarówno gospodarstwa domowe, jak i przedsiębiorstwa. Przy czym, jej wysokość zależeć będzie od poboru energii. Mniejszą opłatę mocową zapłacą z kolei odbiorcy indywidualni, korzystający z własnych źródeł prądu, czyli np. fotowoltaiki, co ma stanowić formę zachęty do korzystania z OZE. Więcej o korzyściach: Opłata mocowa a fotowoltaika – czy Prosument i Przedsiębiorca też zapłacą więcej?
Dla przeciętnego gospodarstwa domowego, które płaci co miesiąc za prąd ok. 100 - 150 zł, opłata mocowa może rocznie wynieść ok. 120 zł. Oznacza to więc wydatki na energię elektryczną większe o ok. 10 proc. (do tego doliczyć trzeba również podwyżki w wysokości kilkunastu procent, których najprawdopodobniej oczekują sprzedawcy z urzędu na rok 2021).