Sprzedawcy wystąpią z podwyżkami, a Prezes URE je zatwierdzi
W powyższym scenariuszu mamy dwóch złych bohaterów. Według wielu źródeł jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz. Wzrost cen węgla czy uprawnień do emisji CO2 w ostatnich miesiącach był tak znaczący, że nie ma możliwości, aby sprzedawcy urzędowi nie podnieśli cen taryf G (i innych…). Przewidywana podwyżka może wynieść nawet 30-40%. Natomiast, Prezes URE (nie zważając na to co mówi Minister Energii) musi myśleć zarówno o odbiorcach, jak i firmach energetycznych - ma to sens. Efektem tego będzie zatwierdzenie wyższych taryf prądu i od 2019 roku będziemy płacić wyższe rachunki za energię elektryczną. Jest to scenariusz oczywisty dla większości specjalistów oraz wściekłych odbiorców prądu.
Inna sprawa, że nawet w tym scenariuszu może się pojawić bohater pozytywny: Minister Energii, który zarządza bezpośrednie dopłaty dla gospodarstw domowych. Inna sprawa czy tak powinno być: czy podwyższać podatki i więcej rozdawać (np. subsydiując ceny prądu) czy obniżać podatki i dawać obywatelom samodzielność...
Sprzedawcy wystąpią z podwyżkami, a Prezes URE ich nie zatwierdzi
W naszym drugim scenariuszu mamy tylko jednego złego bohatera, nawróconego złego bohatera oraz dobrego bohatera, który użyje swoich mocy, by “zablokować” podwyżki. Sprzedawcy energii muszą chronić swoich interesów, nie są instytucjami charytatywnymi (chociaż… na pewno nieco mogliby ograniczyć koszty i zejść ze swojej marży...), a ich ceny prądu muszą oddawać to co dzieje się na rynku. Firmy wystąpią o podwyżki, jednak z różnych przyczyn, nawet po wrześniowych zapowiedziach, że Prezes URE będzie chronił interesów dwóch stron, nie zatwierdzi on wzrostu cen w taryfach G. Dlaczego? URE jest niezależnym organem, ale być może podziałają na Prezesa URE “prośby” dobrego bohatera, czyli Ministra Energii. Mogą do tego dojść również inne czynniki zewnętrzne. Będzie to dziwny scenariusz, z nie do końca zrozumiała fabułą i według nas są najmniejsze szanse na jego realizację.
Sprzedawcy NIE wystąpią z podwyżkami, a Prezes URE… no właśnie co?
W tej fabule będziemy mieć dwóch dobrych bohaterów i jednego, pominiętego bohatera. Chyba nikt z nas nie dopuszcza takiego scenariusza - wręcz niemożliwe wydaje się to, że sprzedawcy nie wystąpią z podwyżkami cen prądu na 2019 rok. O nieuniknionych wzrostach cen słyszymy wszędzie (telewizja, radio), czytamy w gazetach i portalach internetowych. Pod uwagę brany jest scenariusz (u nas numer dwa), że Minister Energii może naciskać na Prezesa URE i być może dlatego nie będzie podwyżek. Ale wielu specjalistów zapomniało o trzecim bohaterze - sprzedawcach urzędowych, którzy w ostatnich tygodniach nabrali wody w usta i nie zabierają głosu na temat ewentualnych podwyżek... Być może już dostali… hmmm propozycje nie do odrzucenia... żeby póki co podwyżek jednak nie robić...
Nim przejdziemy dalej, to dla wyjaśnienia (jakby ktoś jeszcze nie wiedział): Enea, Energa, Tauron oraz PGE to spółki, w których większość udziału ma Skarb Państw, także to tutaj słowa Ministra Energii mogą trafić na podatniejszy grunt. Plan chytry, bo pominięty zostaje uciążliwy bohater: Prezes URE. Dlaczego taki scenariusz wydaje nam się w ogóle możliwy?
Otóż, zbliżają się wybory samorządowe, w przyszłym roku będą wybory do europarlamentu i parlamentarne. Czy wyobrażacie sobie, jak drastyczne podwyżki cen prądu mogą odbić się na nastawieniu wyborców do partii rządzącej? No właśnie! Dlatego po takiej burzy medialnej, gdzie już wszyscy są wściekli z powodu podwyżek, nagle możemy mieć zwrot akcji. Sprzedawcy nie wystąpią o podwyżki, Minister Energii będzie mógł powiedzieć: a nie mówiłem!, Polacy będą się cieszyć. Świat i nasze portfele uratowane! Mało wtedy kto będzie myślał, co się stanie z alternatywnymi sprzedawcami, czy jak będą kształtować się ceny prądu po wyborach parlamentarnych. Poniżej przybliżamy trochę świat, jeśli scenariusz numer trzy wejdzie w życie.
Czy czeka nas energetyczna apokalipsa?
Załóżmy, że firmy energetyczne przez kilka miesięcy (do wyborów parlamentarnych?????) będą ograniczać swoje wydatki do minimum (ciąć koszty na marketing, inwestycje, rozwój - tylko po to, żeby zbilansować brak możliwości podwyżek cen prądu) - teoretycznie mogą sobie na to pozwolić, ba mogą pozwolić sobie na straty. Ceny w taryfach G zostaną utrzymane (lub dojdzie do niskiej, nieadekwatnej podwyżki cen prądu). Co wtedy?
W pierwszej kolejności przyjrzyjmy się sytuacji alternatywnych sprzedawców energii elektrycznej. Niestety na zamrożenie cen i taki komfort, jak sprzedawcy urzędowi, nie będą mogły sobie pozwolić niezależne firmy energetyczne, których istotą funkcjonowania jest przecież konkurencyjne działanie na równym dla wszystkich RYNKU - by przetrwać muszą zarabiać i dostosowywać się do bieżącej rzeczywistości. Oznacza to, że większość z nich będzie musiała podnosić ceny, które coraz bardziej będą odstawały od zamrożonych taryf urzędowych. Kto wtedy będzie chciał zmienić sprzedawcę prądu? Jak w takiej sytuacji niezależne firmy energetyczne będą miały konkurować przez kilka (długich) miesięcy ze spółkami Skarbu Państwa, które w sposób sztuczny, nieuzasadniony rynkowo, utrzymywać będą ceny dla gospodarstw domowych na niskim poziomie? Przecież ten scenariusz doszczętnie rozbije (zliberalizowany podobno) rynek energii. Ale to nie koniec złych wiadomości...
Jeśli taryfy G nie zostaną podniesione, to teoretycznie każdy z nas powinien odetchnąć... Pominiemy tutaj wzrost cen usług i towarów spowodowany podwyżkami stawek prądu dla przedsiębiorstw. Tylko ten oddech będzie miał krótki wymiar czasowy, bo należy sobie postawić pytanie, co będzie po wyborach parlamentarnych? Elektorat zagłosował, władza zdobyta, sprzedawcy urzędowi jakoś się doczołgali. I co dalej? Otóż, po tym może nas czekać drastyczny wzrost cen prądu i to nie na poziomie 30-40%, ale 80, 90, 100%! Dlaczego? W związku z sytuacją na świecie oraz inwestycjami w naszą energetykę, ceny energii elektrycznej nadal będą rosły i nie ma co się oszukiwać, że po miesiącach wyrzeczeń firmy energetyczne nie odbiją sobie strat i to z nawiązką! I nie pomogą tutaj kolejne zawierzenia naszej energetyki boskiej opatrzności, czy dofinansowanie cen energii pieniędzmi odebranymi VATowskim mafiom...
Wszystko to brzmi strasznie dla większości uczestników naszego scenariusza. Bardzo to wszystko nas niepokoi. A wiecie co jest najgorsze? Niestety w kościach czujemy, że brak podwyżek lub minimalne podwyżki taryf urzędowych są całkiem realne, bo czego nie robi się dla władzy?
Jeszcze dwa słowa na koniec: Pan Minister zapowiada interwencję w UE, żeby UE zarządziła obniżkę cen uprawnień do CO2 (bo przecież to spekulacja), jednocześnie na przestrzeni ostatnich lat władze nie zrobiły nic żeby strategicznie pomyśleć o OZE, wiatrakach, fotowoltaice... w zasadzie wręcz przeciwnie, zniechęcono rynek do inwestycji i rozwoju (wiatraki, wiadomo). No cóż, ma być wungiel? Będzie wungiel. I to nie tani.